Bezinwazyjne leczenie nietrzymania moczu przetestowane w szczecińskim szpitalu
Zabiegi wykonano w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym nr 2 w Szczecinie w oddziale ginekologii rekonstrukcyjnej i onkologicznej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. W ramach szkolenia dla chirurgów ze Szczecina, Warszawy, Poznania, które zorganizował ginekolog dr n. med. Piotr Kolczewski.
Ginekolog z PUM chce, by pacjentki w Polsce mogły nieodpłatnie korzystać z bezinwazyjnej metody leczenia wysiłkowego nietrzymania moczu. Polega ona na "uszczelnieniu" cewki moczowej specjalnym preparatem (urolon). Jest on podawany w znieczuleniu miejscowym, pod kontrolą cystoskopu, długą, miękką igłą, w okolice tzw. połączenia cewkowo-pęcherzowego.
"Co wyróżnia tę metodę od innych metod? Jest to metoda nieinwazyjna, która generuje bardzo mało powikłań. I są to powikłania przejściowe. Efektywność leczenia sięga dwóch, a nawet pięciu lat" – powiedział dr Kolczewski, po przeprowadzaniu dziś zabiegu u trzech ok. pięćdziesięcioletnich kobiet.
Podkreślił, że zabieg trwa tylko 15-20 minut. I wymaga "minimalnych przygotowań". "Pacjentka może jeść, pić. Po prostu przychodzi na zabieg i po zabiegu idzie do domu".
Ta metoda leczenia nietrzymania moczu od lat jest z powodzeniem stosowana na świecie, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii. Dlatego o szkolenie poproszono dra Nabila Elmahdawi z Londynu. "Pokazał nam swoje techniki, swoje triki" – opisywał dr Kolczewski.
"Jest to metoda, która lokuje się między ciężką chirurgią a prostymi środkami leczenia. Jest mniej bolesna, zabieg trwa bardzo krótko. Ta procedura ma naprawdę długą +ważność+, nawet pięć lat. Zapewnia kobietom kontrolę" – podkreślił dr Elmahdawi.
Przypomniał, że nietrzymanie moczu to problem dotykający miliony kobiet (mężczyźni rzadziej cierpią na tę dolegliwość). I bardzo wpływający na jakość życia, relacje społeczne.
"Nie miałam problemu z nietrzymaniem moczu przy kichaniu, kaszlu, ale kiedy czułam potrzebę pójścia do toalety, musiałam zrobić to natychmiast. Było to uciążliwe. Gdziekolwiek wychodziłam z domu, musiałam ograniczać picie i szukać miejsc, gdzie jest dostępna toaleta. To ogromny dyskomfort" – przyznała pani Joanna, jedna z trzech pacjentek, które poddały się zabiegowi. "Czuję się bardzo dobrze. Było trochę bólu, skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie. Ale jest to ból do wytrzymania" – dodała po zabiegu.
Wysiłkowe nietrzymanie moczu (WNM) dotyczy obu płci i zdarza się w każdym wieku. Jednak częściej dotyka kobiety, co ma związek z przebytymi ciążami i porodami, i występuje u co piątej z nich. Problem może nasilić się po menopauzie. Leczenie zaczyna się zwykle od fizykoterapii, ćwiczeń dna miedniczy. W przypadku ciężkich postaci WNM pacjentki kierowane są do leczenia operacyjnego.
Tzw. złotym standardem jest stosowanie taśm – syntetycznych siatek. Czasami jednak dochodzi do powikłań (ok. 4 procent). Dr Kolczewski podkreślił, że nie jest to wysoki wskaźnik, ale powikłania mogą być ciężkie: uszkodzenie pęcherza moczowego, uszkodzenie cewki moczowej, przetoki.
Przy zastosowaniu "uszczelnienia" preparatem urolon powikłania są rzadsze i zwykle krótkotrwałe.
"Mam nadzieję, że ta metoda przyjmie się nie tylko u nas, ale w całej Polsce" – stwierdził dr Kolczewski.
Zwrócił uwagę, że inne metody leczenia WNM (np. lasery) nie są powszechnie dostępne. Zabiegi można wykonać odpłatnie (2-3 tysiące zł). I trzeba powtarzać co 6-8 miesięcy.
Czwartkowe szkolenie w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym nr 2 w Szczecinie pt. "Okołocewnikowa iniekcja preparatu urolon w leczeniu wysiłkowego nietrzymania moczu" było pierwszym zastosowaniem tej metody w publicznej placówce ochrony zdrowia w Polsce.
Czy i kiedy nowa metoda stanie się powszechnie dostępna i refundowana? To zależy, czy zaakceptuje ją NFZ. W ocenie dra Kolczewskiego część pacjentek, "które były kwalifikowane do taśm", można leczyć metodą mniej inwazyjną. I tańszą. "Bo nie ma bloku operacyjnego, nie ma anestezjologa, nie ma znieczulenia" – podsumował dr Kolczewski.
Szczeciński chirurdzy są gotowi stworzyć ośrodek zajmujący się leczeniem nieinwazyjnym WNM. I już za dwa miesiące operować po nawet kilkanaście pacjentek dziennie.
W Wielkiej Brytanii koszt zastosowania preparatu u jednej pacjentki to równowartość ok. 3 tys. zł. (PAP)
tma/ zan/